Już trzy razy z rzędu spędzaliśmy święta Bożego Narodzenia w Brukseli.
Ogólnie spędzamy tam ponad tydzień, zawsze wykorzystując różne okoliczne możliwości w międzyczasie.
Udało nam się pójść na tamtejszy pchli targ, który niezmiennie od ponad 100 lat organizuje sprzedaż staroci.
Można tam znaleźć prawdziwe perełki i spotkać prawdziwych poszukiwaczy skarbów, którzy grzebią w każdym pudełku.
Niestety można takze natknąć się na nowoczesne dziadostwa - typu starocia elektroniczne posiadające 6 lat - nie nadające się ani na status "extra towaru" ani na status "perełki".
Oto moje skarby, którymi ozdobiłam swoje półki.
Aparat Kodak, który w tym roku kończy właśnie 100 lat. Nie jest sprawny neistety - nie mieli takich. Ale ma swój wygląd, historię, widać że był używany. Ma swoje honorowe miejsce.
Stare miechy. Jeden ze skóry ozdobiony metalowymi implikacjami. Nie jestem pewna do czego do końca służył - dmuchanie w ogień, czy do czegoś innego... Jeżeli ktoś z Was zna historię - chętnie poczytam.
Dwa gliniane dzbany. Niebieski na piwo, czy grzane wino. Niestety nie ma metalowego przykrycia które było przyczepione do ucha. Ale dekoracyjność kufla przemówiła do mnie i musiałam taki mieć. Drugi - kremowy prawdopodobnie jest na miód albo mleko... Niestety nie znam się na historiii i nie wiem dokładnie...
Oraz żelazko - bez duszy co prawda, ale wygląda niesamowicie i ma odpowiednią wagę ;)
Jeżeli ktoś z Was interesuje się starociami, dajcie znać na co warto zwracać uwagę na takich targach. Za rok też tam będziemy :)
Tym czasem pozdrawiam Was ciepło.